O efektach ubocznych

22.01.2024

historia o tym, jakie efekty uboczne wynikają z publikacji książki Efekty Uboczne, dokładnie 10 lat po jej wydaniu, i jak to jest z coverami w sztukach wizualnych.

Na zdjęciach widoczne są dwie książki. Efekty Uboczne (wydawnictwo Migavka, 2014, Polska) to ta w górnej części zestawienia. Książka Habitat, Toma Hegena (wydawnictwo Kerber Verlag, 2018, Niemcy) znajduje się w dolnej części zestawienia.

Sytuacja jak na zdjęciach. Historia jest taka: w 2014 roku ukazała się moja książka fotograficzna "Efekty uboczne". Podsumowywała siedem lat pracy. To były setki lotów paralotnią lub wiatrakowcem, tysiące godzin w powietrzu i jeszcze więcej zdjęć. A potem niezliczone rozmowy, testy, próby i błędy. W ten sposób, na przestrzeni lat, opowieść o wpływie człowieka na środowisko nabrała kształtu i została uchwycona w mojej debiutanckiej książce. Premierze książki towarzyszyła wystawa w Leica Gallery Warszawa, galerii wydawcy. "Efekty uboczne", w formie książki, wystawy i serii fotografii, odniosły sukces i odbiły się szerokim echem w środowisku.



Dwa lata później napisał do mnie Tom Hegen, student projektowania graficznego z Monachium. Spodobała mu się moja książka i poprosił o zniżkę na jej zakup. W 2018 roku opublikował własną książkę pod tytułem Habitat. Została opublikowana przez niemieckie wydawnictwo Kerber Verlag. Książka Habitat otrzymała również szereg nagród, w tym "Red Dot - Best of the Best" i najlepszy niemiecki dyplom "ADC Germany Graduate of the Year". W książce Habitat znajduje się bibliografia, ale nie znalazłem żadnej wzmianki o Efektach ubocznych.



Zaskoczyło mnie to wszystko i chciałem się dowiedzieć więcej o tej sytuacji. Konsultowałem się prawnie. Dowiedziałem się, że to nie jest plagiat, bo nie użyto moich plików ze zdjęciami. Przecież książka nie bierze się z pustki, nie jest przypadkowym zbiorem fotografii. Decyzje projektowe wynikają z jakiegoś procesu i w ich wyniku powstaje wielowarstwowa kompozycja znaczeń, narracji, szaty graficznej i tak dalej. Zapytałem o szersze spojrzenie na mój utwór. Po to są przecież powszechnie akceptowane definicje, takie jak artystyczne, albo interpretacyjne wykonanie utworu.



Spojrzałem na te książki razem i miałem nieodparte wrażenie, jakby książka Habitat była coverem “Efektów ubocznych”.

Mecenas rozłożył ręce i powiedział, “Może tak, a może nie, nie wiadomo.” W sztukach wizualnych nie spotyka się takich interpretacji. Może dlatego, że nie powstała jeszcze obiektywna metoda zapisu utworu, jaką na przykład w muzyce jest zapis nutowy. A może dlatego, że za mało było o tym dyskusji w środowisku...

I właśnie dyskusję o granicach inspiracji, definicji twórczości oryginalnej w zgłoszeniach konkursowych i powiązanych aspektach mecenas zalecił, jak również ostrożność, bo sam mogę mieć z tego powodu kłopoty.



A potem spotkałem Jameya Stillings'a, który opowiedział mi o swoich doświadczeniach z tym samym fotografem, o czym można przeczytać w dłuższym eseju tutaj.

A co Ty zrobisz w takiej sytuacji?